Wszyscy sądzą, że gdyby nie było przymusu, żadne dziecko nie chciałoby się uczyć. Dlatego w szkołach musi pilnie dokonać się zmiana paradygmatu, która polega na tym, że w centrum znajdzie się zaufanie do kompetencji dziecka. Zaufanie, że dzieci chętnie współdziałają nie tylko z rodzicami, ale także z nauczycielami.
Rodzice chcą mieć odpowiedzialne dzieci, sprawnie radzące sobie w społeczeństwie, ale kompetencji społecznych nie zdobywa się lekcjach, na których rządzi przymus i posłuszeństwo. Zdobywa się je, swobodnie rozwijając się razem z innymi dziećmi pod okiem empatycznego pedagoga.
Szkoły są jak rodziny: dzieciom jest dokładnie tak samo dobrze, jak dorosłym. Jeśli dorosłym wiedzie się źle, to i dzieci będą się źle czuły. A w danym momencie nauczyciele rzeczywiście nie mają najlepiej. Musimy więc o nich się zatroszczyć.
Rodzice skarżą się, że mają dość awantur o prace domowe. Wszystkim im mogę poradzić tylko jedno: natychmiast wycofać się i przekazać całą odpowiedzialność dziecku.
(Opis od wydawcy)
Wybrane myśli:
(…) osiemdziesiąt procent najbardziej kreatywnych ludzi, którzy odegrali ważną rolę w życiu społecznym, naukowym czy politycznym, miało wielkie problemy w szkole. Byli dyslektykami albo wręcz nie dokończyli edukacji szkolnej.
Badacze zajmujący się szkołą doszli do wniosku, że jest ona znakomitą instytucją dla mniej więcej piętnastu procent uczniów. To są ci mili, dobrze wychowani chłopcy i dziewczęta z pierwszej ławki (…). Szkoły lubią ich najbardziej, ponieważ nie robią hałasu i nie sprawiają kłopotów.
(…) ponad pięćdziesiąt lat badań pedagogicznych na uniwersytetach w Londynie, Sztokholmie, Kopenhadze i Berlinie pokazało, że właśnie ci wzorowi uczniowie, te grzeczne dziewczynki i chłopcy z pierwszej ławki, najbardziej potrzebują pomocy.