Na całym świecie – nie tylko w krajach rozwiniętych – wzrasta liczba osób, których kontakt z naturą ograniczony jest do minimum. Richard Louv wyjaśnia jak do tego doszło, dlaczego to tak istotne i co możemy z tym zrobić. Książka wywołała liczne dyskusje na temat „zespołu deficytu natury” i przyszłości naszego społeczeństwa.
Wybrane myśli:
Brytyjskie badanie wykryło, że przeciętne ośmiolatki radziły sobie lepiej z nazywaniem rodzajów Pokemonów z japońskiej gry karcianej niż miejscowych gatunków roślin i zwierząt: Pikachu i Metapod były im lepiej znane niż wydra, żuk i dąb.
Jane Clark, profesor kinezjologii (nauki o poruszaniu się człowieka) z Uniwersytetu Maryland, nazywa je „dziećmi z pudełka” – bo spędzają coraz więcej czasu na siedzeniach samochodów, wysokich dziecięcych krzesełkach, a nawet specjalnych krzesełkach do oglądania telewizji. Dzieci zabierane na dwór są umieszczane wewnątrz „pudełek” wózków i popychane przez spacerujących lub biegnących rodziców. Takie postepowanie wynika głównie z potrzeby bezpieczeństwa, ale na dłuższą metę może negatywnie wpływać na zdrowie dzieci.
Zespół deficytu natury opisuje cenę, jaką ludzkość płaci za odwrócenie się od przyrody: zmniejszone użycie zmysłów, niedobór uwagi, częstsze występowanie chorób fizycznych i psychicznych. Ten zespół występuje u pojedynczych osób, rodzin i całych społeczeństw.
Strach to największa siła, która powstrzymuje rodziców przed przyznaniem dzieciom takiej wolności, jaką sami cieszyli się, kiedy byli mali.
Nauczanie dzieci o świecie przyrody powinno być traktowane jako jedno z najważniejszych wydarzeń w ich życiu – Thomas Berry.
Nasze dzieci nie uczą się już, jak czytać wielką Księgę Natury, z własnego doświadczenia, ani jak twórczo wchodzić w interakcję ze zmieniającymi się porami roku na naszej planecie. Rzadko dowiadują się, skąd bierze się i dokąd płynie woda. Nie uzgadniamy już naszych ludzkich świąt z wielką liturgią nieba – Wendell Berry.